Jest 28 maja. Wiosna już buchnęła zielenią. Ale w tym roku to tak nie cieszy... Minęły ponad dwa miesiące od poprzedniego wpisu. Obiecałem opisywać moje przeżycia. Nie dałem rady. Huśtawka nastrojów trwa cały czas, ale towarzyszy jej intensywna praca. Jak się okazuje kontakty ze studentami w formie zdalnej są, przynajmniej dla mnie, bardzo wyczerpujące. Oczywiście staram się jak mogę pokazywać uśmiechniętą twarz, ale myśli się kłębią i kłębią. Można by to było jakoś przetrwać, ale coraz trudniej jest efektywnie spać. Robi się zatem nerwowo. A widzę, że inni ludzie, przyodziani w maseczki, zachowują się tak jakby mieli podobne problemy. Czarę goryczy przepełnia dodatkowo to co dzieje się dookoła nas. Przysiągłem sobie jednak, że o polityce pisać nie będę! A ona znowu, kolejny raz w moim życiu, rozpycha się łokciami w naszej codzienności i oczywiście odbiera, tak nam w tej chwili potrzebne, resztki animuszu! To ciężki okres. Ciekawy jestem, choć nie wiem czy tego dożyję, jak będziemy go oceniać i wspominać za parę lat?
Jedyne światełko w tunelu, to Kazik i Jego piosenka. Mam nadzieję, że to jest jakiś wschodzący kiełek, jakiś sygnał - ciągle tu jesteśmy i widzimy, i choć już nie wszyscy, to potrafimy się jeszcze dziwić....
Przeżyciem pokoleniowym czy doświadczeniem nazwać jednak trzeba dwa i pół miesiąca izolacji od innych i bliskości z rodziną. Cieszymy się sobą - skazani na siebie. Zmuszeni do przebywania wspólnie odkrywamy jakie dzielą nas różnice. Przecieram oczy - to moje córki, to moja żona, to ja - już starzec! Dwa i pół miesiąca zabrało mi lekko ze dwa, może trzy lata życia. A przecież to nie koniec. Wszystkich myślących nurtuje pytanie - co z nami będzie? Ten strach odbiera ochotę do kontaktów z przyjaciółmi - przecież przepełniają ich podobne obawy! O czym rozmawiać? O gotowaniu? O wakacjach? Jakie wakacje? Chyba tylko dla zdeterminowanych straceńców - nad polskim morzem lub w polskich górach. Z dala od miasta - w ciżbie podobnych sobie!
Obiecuję - następny wpis będzie już niebawem...